W ciagu ostatnich czterech miesiecy wiele sie zmienilo. Ziemia zaczela krecic sie w druga strone, a jesienna szaruga zastapila cieple, sloneczne dni. Wyjazd na stypendium do kraju Helenki Vondračkovej, Karela Gotta i Krtka byl przez wiele tygodni jedyna rzecza, ktora trzymala mnie w ryzach i byla swiatelkiem w tunelu. I oto jestem!
Po zalatwieniu wielu formalnosci, uporaniu sie ze sprawami uczelnianymi i niezliczonych pozegnaniach, nadszedl czas, by ruszyc w droge! Transport do Brna do konca stal pod znakiem zapytania ze wzgledu na zmieniajace sie co chwila warunki pogodowe, ale w czwartek zapadla decyzja, ze jedziemy. My - czyli ja oraz moj superszofer Michal i jego superauto (leciwy Fiat 125 rocznik '86). W pelni wyposazeni i przyogotowani na rozne niespodzianki (zapasowe kolo, lewarek, lancuchy!), wystartowalismy z Wroclawia w piatek rano. Droge - nieco dluzsza przed Kudowe i Hradec Králové - pokonalismy w ok. 6 godzin, a osniezone lasy i gory umilaly nam ja od czasu do czasu. Po stronie czeskiej zrobilo sie jednak troche monotonnie i sennie, ale to wlasnie tam Fiat Miszy po raz pierwszy w swojej karierze zabral autostopowicza! Autostopowiczke wlasciwie ;). Od momentu, gdy tylko wsiedlismy do samochodu, Michalek liczyl na to, ze uda nam sie kogos po drodze zabrac. Abracadabra i voila! W okolicach Jaromieřa zobaczylismy stojaca na poboczu pania z zakupami. Do konca nie bylismy pewni, czy lapie stopa, czy nie...
- Zatrzymujemy sie?
- Dawaj!
Zrobiwszy nieco miejsca na tylnym siedzeniu, zaprosilismy pania do srodka.
- Kam jdete?
- Do Hradce. A vy?
- Do Hradce a pak do Brna.
Pierwsza przygoda autostopowa zacnego superauta trwala ok. 20 minut. Na poczatek dobre i to :). Po dojechaniu do Hradca podrzucilismy pania "na benzinku", a sami szczesliwi, ze misja z autostopowiczem sie powiodla, ruszylismy dalej. Wielki usmiech nie znikal z twarzy Michalka :).
Do Brna dojechalismy przed 16. Niestety, w zwiazku z nieoczekiwanymi objazdami, miliardami slimakow wokol miasta i kiepska mapka, kluczylismy tam prawie godzine. Misza niezrazony tym faktem, z iscie anielska cierpliwoscia manewrowal uliczkami, co nie bylo zadaniem prostym (jak sie dzisiaj dowiedzialam - Brno jest wlasnie w trakcie zmieniania nazw ulic, dlatego czasami bywa, ze jedna polowa ulicy ma stara nazwe, podczas gdy druga posiada juz nowa! Czeski film w pelnej krasie!). Na szczescie, koniec koncow udalo nam sie znalezc akademik, skad po krotkich ogledzinach i sprawdzeniu stanu technicznego, Michalek udal sie w droge powrotna do Polski, a ja zaczelam powolna aklimatyzacje :).