Pomiedzy Badajoz a Madrytem mialam jeszcze chwile czasu, by zrobic maly postoj po drodze. Niezly orzech do zgryzienia, bo okazalo sie, ze Extremadura pelna jest urokliwych zakatkow - zwlaszcza starych, historychnych miasteczek. W ten oto sposob na mojej trasie znalazly sie Mérida, Cáceres i Trujillo. Poniewaz mozliwosci nie bylo aby wszystko na raz zobaczyc, postanowilam za namowa Mai udac sie do uroczej Méridy.
Sama jazda z Badajoz zajela mniej czasu, niz czekanie na drodze wylotowej z miasta. Ale grunt, ze sie udalo (i ze krecaca sie natretnie guardia civil nie przyczepila sie)! W Méridzie spotkalam sie z Davidem z CS, ktory dotrzymal mi towarzystwa dopoki nie spotkalam sie z moja gospodynia Cristina - nota bene pierwszym (a zarazem ostatnim) hostem z HC podczas calej podrozy. David byl nowym czlonkiem klubu, wiec zadawal duzo pytan i chlonal wszystko z duzym entuzjazmem. Najbardziej interesowaly go moje autostopowe przygody, ktore byc moze w blizszej, badz dalszej przyszlosci go nieco zmotywuja do dzialania (inspiracja widoczna byla golym okiem ;)). Po pysznych tapas David podwiozl mnie pod wilczyce - miejsce spotkania z Cristina. Stamtad ruszylismy w trojke po Ane, zone Davida, ktora wlasne konczyla prace przed siesta. Cala wesola kompania podjechalismy do domu Cristiny, a nastepnie David z Ana udali sie do siebie.
Cristina okazala sie byc swietna dziewczyna - bardzo otwarta, zabawna i przesympatyczna. Rowniez ona zaczynala swoja podroznicza kariere w ramach HC. Radzila sie, jak wybierac hostow, co uzupelnic w profilu, itd. Gdy wieczorem temperatura byla juz nieco bardziej ludzka, spacerkiem powedrowalysmy do miasta... To bylo cos niezwyklego! Jakbym w mgnieniu oka, za dotykiem magicznej rozdzki, znalazla sie w kompletnie innym swiecie - w centrum antycznego wszechswiata! Wyobrazcie sobie... idziesz zatloczna ulica, pelna nowoczesnych sklepow, a tu nagle, za rogiem wyrasta rzymska swiatynia. Kierujac sie dalej widzisz mityczny luk, nastepnie ruiny i kolejna swiatynie. Wsrod rzymskim posagow, na specjalnie zmontowanej scenie, aktorzy odgrywaja dramat Sofoklesa lub komedie Arystofanesa. Zupelnie jakby czas sie zatrzymal...
Mialam nosa zeby przyjechac do Méridy w czwartek! Okazalo sie, ze tego dnia wieczorem wstep do Museo de Arte Romano jest darmowy (hurra!). A zwiedzic takie muzeum to prawdziwa gratka! Posrod setek posagow, naczyn, monet, bizuterii i przedmiotow codziennego uzytku najwieksze wrazenie zrobily na mnie gigantyczne mozaiki. Po pierwsze zachwycala precyzja z jaka zostaly wykonane, po drugie ich skala (niektore zajmowaly cale sciany), a po trzecie... sposob w jaki przetransportowano je do muzeum (co do dzisiaj jest dla mnie zagadka). Cos nieprawdopodobnego.
Po wycieczce po miescie i wizycie w muzeum przyszedl czas na punkt kulminacyjny wieczoru - spektakl w Teatro Romano - teatrze rzymskim, ktory po dzis dzien wyglada rewelacyjnie i kazdego lata gosci tysiace widzow rzadnych bycia czescia niepowtarzalnego widowiska (gry teatralnej, wystepu muzycznego, badz tanecznego). Ana miala darmowe wejsciowki na balet, wiec zaprosila mnie oraz swoja kuzynke z partnerem na przedstawienie. I choc balet nie nalezy do moich zainteresowan, jak dziecko cieszylam sie na niego. Juz sama atmosfera bycia w tak niezwyklym miejscu gleboko mnie poruszyla, a sam performance byl tez na bardzo wysokim poziomie. Jakie to dziwne, a zarazem wspaniale, ze nie planujac, nie zastanawiajac sie jestem swiadkiem tylu niezwyklych rzeczy! Rzeczy, ktore pewnie nigdy by sie nie wydarzyly, gdyby nie szczesliwy zbieg okolicznosci. Viva la vida!
Dzien zakonczyl sie bardzo przyjemnie, w jedym z klubow, gdzie wspollokatorka Cristiny - wiecznie usmiechnieta Estrella - swietowala swoje urodziny wraz ze znajomymi. Potanczylismy troche, pospiewalismy i pod oslona nocy wrocilysmy w trojke do domu i padlysmy jak muchy ;).
Rano zebralam sie szybko, by przed dalsza droga jeszcze raz zawitac w centrum i pojsc z Cristina na sniadanie. Ciepla kawa i jeszcze cieplejsze tosty byly idealnym poczatkiem dnia :). Na pozegnanie uscisnelysmy sie serdecznie, zyczac sobie powodzenia w dalszych wojazach i kazda z nas poszla w swoja droge - Cristina z powrotem do pracy, a ja na droge w strone Madrytu.