Poprzednim razem Frankfurtu nie udalo sie zobaczyc, dlatego w tym roku postanowilam, ze spedze nad Menem chociaz jeden dzien. Jak sie okazalo - jeden w zupelnosci wystarczyl. Miasto nie urzeklo mnie zbytnio i prawde mowiac wiazalam z nim troche wieksze nadzieje...
W czasie wojny Frankfurt ulegl znacznym zniszczeniom, co widac obecnie - na zgliszczach starego miasta powstalo nowe, zmodernizowane centrum handlu. Pelno tu oszklonych drapaczy chmur, ktore goruja nad starszymi budynkami (momentami przypominalo mi to pewne rejony Brukseli, jednak w walce na "caloksztalt tworczosci" stolica Belgii wygrywa). Obok kamienic powstaja wciaz nowe, bardzo nowoczesne wiezowce, ktore niestety szpeca, zamiast zdobic Przynajmniej za dnia. Bo w nocy jest o wiele lepiej - ladnie oswietlone budowle nadaja miastu specyficzny klimat. Refleksy kolorowych swiatel faluja na Menie i przyjemnie jest usiasc nad brzegiem rzeki, wpatrujac sie w nie.
Jednym z najciekawszych elementow wizyty w Frankfurcie okazalo sie spotkanie z Mehdim - doktorantem z Iranu, z ktorym skontaktowalam sie przez CS. Spotkalismy sie w trojke z Olafem na kampusie uniwersyteckim. Ja oczywiscie zasypalam Mehdiego cala masa pytan dotyczacych Iranu i podrozowaniu tam. Z jego opowiadam potwierdzilo sie tylko to, co mowili inni - to piekny kraj i kraj pieknych ludzi. Mam nadzieje, ze niebawem i tam uda mi sie dotrzec! To jedno z tych miejsc, ktore na mojej liscie marzen sa najwyzej.